Gość 19.12.2014 23:40

Szczęść Boże!
Pytanie dotyczy zadośćuczynienia i nie tylko. Czy jest ono konieczne w każdym przypadku, jeśli chodzi o kradzież małej rzeczy? Mianowicie miałam taką sytuację, iż na zajęciach z gotowania, pani nauczycielka dała nam po takim małym kubeczku do degustacji potraw przez nas przygotowanych i po chwili dodała, żebyśmy po skończeniu degustacji złożyli te kubeczki jeden do drugiego, bo są kradzione i żeby nie było widać ich za dużo porozrzucane w koszu. Ja jak to usłyszałam, to po pierwsze bardzo się zdziwiłam i nawet zastanawiałam się, czy się nie przesłyszałam. Ale nikt nic nie mówił i potem pozbierali te kubeczki i wyrzucili. Oprócz tego, pani zaproponowała koleżance pojemniczki do spakowania jakiegoś tam sosu i ja zapytałam jej czy miałaby jakiś pojemniczek jeszcze dla mnie na surówkę (bo nie chciałam żeby się zmarnowało, nie chciałam wyrzucić, a jeść już nie mogłam). I Pani dała mi taki mały plastikowy pojemniczek, a ja gdy go wzięłam, to pomyślałam sobie w myślach: "A co jeśli on też jest kradziony, bo przecież ta Pani wzięła go z kuchni, w której gotowaliśmy i prawdopodobnie nie pytała o zgodę właścicieli, czy możemy z tych pojemniczków korzystać". Mimo to zapakowałam surówkę i zabrałam ze sobą ten pojemniczek. I teraz mam wątpliwości, czy czasem nie przyjęłam rzeczy kradzionych i w związku z tym, powinnam je zwrócić właścicielom.

Wiem, że to są bardzo drobne rzeczy (nie wiem czy wartość tych pojemniczków przekracza nawet 1 zł, ale załóżmy, że było by to jakieś 5 zł) i być może właściciele tej wielkiej kuchni nawet nie zauważyli, że czegoś tam jest mniej, ale kradzież to jednak kradzież. Wydaje mi się jednak, że głupio by było iść do tych właścicieli z tak błahego powodu, że tylko by się ze mnie śmiali, a i panią bym mogła przy okazji wkopać. Dlatego przeznaczyłam kilka złotych więcej na tacę w kościele, jako zadośćuczynienie za to. Czy to wystarczy? Dodam, że pytałam o to spowiednika, jednak on chyba nie za bardzo mnie zrozumiał (w ogóle miałam wrażenie, że nie dosłyszał, bo musiałam powtarzać kilkakrotnie, to co powiedziałam), w końcu zapytał czy mam jakieś problemy, czy coś w tym stylu, więc ja odpowiedziałam, że mam problemy ze skrupułami, ale chciałabym się dowiedzieć czy muszę w tej sprawie coś robić, a kapłan odpowiedział coś co ja z kolei nie zrozumiałam (coś w stylu: powiedz temu komuś, że masz problemy ze skrupułami - chyba tak, już nie pamiętam), po czym zaczął zadawać mi pokutę i udzielił rozgrzeszenia. Ja w sumie nie zdążyłam wyznać wszystkich grzechów, ale wiem, że to były raczej lekkie grzechy lub niedoskonałości (nieuważanie na zajęciach, wykładach; szkodzenie sobie na zdrowiu przez mało snu, za dużo jedzenia lub za mało; niedotrzymanie wszystkich postanowień adwentowych; to że prawdopodobnie nie ufałam Bogu do końca itp). Więc myślę, że nie muszę już do tego wracać.

Przepraszam ze wiadomość ta jest tak długa, ale przeżywam teraz szczególne trudności w wierze i choć staram się być cierpliwą, to czasami zastanawiam się dlaczego tak się czuję jak teraz, jakbym oddaliła się od Pana Boga (mam trudności w modlitwie, skupieniu na Mszy Św.) już dłuższy czas. Myślałam, że może popełniłam jakiś ciężki grzech, ale robiłam rachunek sumienia i nic nie znalazłam, co mogło by być tym grzechem, bo nie można popełnić grzechu ciężkiego bez świadomości i dobrowolności (więc jakaś pycha, nieufność Panu, czy stawianie siebie w centrum zamiast Pana Boga nie mogą być raczej grzechem ciężkim w moim przypadku, bo wiem, że wszystko co mam, wszelkie dobro pochodzi od Pana). Wiem, że spowiedź była ważna, bo nic nie zataiłam, chciałam wyznać wszystko, a że ksiądz pewnie nie wszystko usłyszał i zrozumiał, no to już trudno, muszę to przyjąć, choć wolałabym by potoczyło się to trochę inaczej.. Ale nadal jakoś nie ma we mnie radości i znów nie odezwałam się, gdy na zajęciach było mówione coś o in vitro i zabijaniu chorych dzieci. Ale w sumie nie bardzo wiedziałam, co mogłabym powiedzieć i po prostu milczałam (Pan od zajęć powiedział coś o in vitro, ale chyba nie o takim typowym, tylko o możliwości wyboru chromosomu, który będzie przekazany potomstwu, że można wybrać ten nie wadliwy gen i nawet ksiądz, czy Kościół nie ma się do czego tutaj doczepić, bo coś tam). Rozumiem, że w takim wypadku jest to grzech lekki lub niedoskonałość tak?
Dziękuję za cierpliwość i proszę o odpowiedź.

Odpowiedź:

Plastikowy kubek to rzecz tak niedroga, że nie warto sobie opisaną przez Ciebie sytuacją zawracać głowy. Chodziło o takie jednorazowe kubki czy opakowania, tak? Nawet gdyby ukraść coś takiego nie byłoby mowy o ciężkim grzechu. A Ty tylko nie wiesz, czy pani mogła ci dać... Naprawdę nie ma się czym przejmować. Dobrze,  ze chcesz być kryształowo uczciwa, ale taki drobiazg nie musi Ci spędzać snu z powiek...

Co do spowiedzi... Grzechy których nie wyznałaś nie wydają się ciężkie. To znaczy są lekkimi na 99,99%, ale nie mam pewności, czy [pod tym co napisałaś nie kryje się coś poważniejszego. Bo niektórzy ludzie są specjalistami od "delikatnego nazywania" poważnych grzechów. W Twoim wypadku wydaje mi się to niemożliwe, bo uczciwość aż wyziera z tego co piszesz... Więc, tak jak to napisałaś, jest dobrze..

Co do tej sytuacji z in vitro... Tak zwane "grzechy cudze" to chyba dość częsty problem ludzi o zbyt wrażliwym sumieniu. Po prostu nie zawsze i nie na wszystko zło trzeba zaraz jakoś reagować. Bo inaczej musielibyśmy chyba uciec ze społeczeństwa. Na zajęciach naprawdę nie musisz się kłócić w z wykładowcą...

A co do braku wewnętrznej radości...  Widzisz... Skoro nie znajdujesz w sobie żadnego ciężkiego grzechu, to pewnie faktycznie niczego takiego nie ma. A to co Cię spotyka może być jakimś doświadczeniem duchowym, które Ci zesłał Bóg. Bo widzisz, powinniśmy Go kochać i słuchać niezależnie od tego, czy odpłaca nam jakimś wewnętrznym pokojem, radością. Trzeba być z Bogiem i wtedy, gdy na sercu jakoś ciężko, gdy więcej w nim niepokoju. Bądź Mu wierna i nie przejmuj się, czy otrzymujesz za do duchowa pociechę czy nie. Jeśli sumienie niczego poważnego Ci nie wyrzuca, jest dobrze. Naprawdę...

J.

więcej »