udręczona 21.10.2006 18:47

Od 10 lat jestem mężatką. Mamy 2 dzieci (9 i 2 lata). Niestety, okazało się, że mój mąż to tylko katolik z nazwy - tzw wierzący niepraktykujący. Byłam młoda, naiwna, nie podejrzewałam nawet problemów takiej natury.

Z poważnych przyczyn zdrowotnych nie powinnam mieć więcej dzieci (duże schorzenie okulistyczne i choroba zaburzenia układu pokarmowego, a ostatnio przypętała się jeszcze silna nerwica wegetatywna i zaburzenia hormonalne). Choć mam cichą nadzieję w sercu, że Bóg zechce mnie jeszcze obdarzyć choćby jednym. Niestety, mój mąż kategorycznie sprzeciwia się następnym dzieciom - czemu daje bardzo często wyraz w rozmowach, jakby nie zdawał sobie sprawy, że mnie to boli. A i ja wiem, że do czasu wyleczenia ciężkiej nerwicy lękowej (w ostatniej ciąży doprowadziła mnie na skraj samobójstwa, dopiero opieka psychiatry i silne leki uspokajające brane przez niemal 3 lata zaczęły przynosić poprawę) lepiej, żeby ten ewentualny Dar Niebios nastąpił za jakiś czas. Niestety, mój mąż nie akceptuje żadnych form wstrzemięźliwości. Wychodzi z założenia, że jak ma ochotę, to ma też prawo. Nie chcę się wdawać w szczegóły, ale w zasadzie od 10 lat to nasz jedyny powód do kłótni. W łzach to już bym chyba pływac mogła.
Mimo zaburzeń cyklu staram się stosować NPR, ale nie jestem w stanie wymigiwać się od wspołżycia przez 10 czy 12 dni z rzędu. A mąż wymusza na mnie współżycie. Twierdzi, że gdybym chciała, to mogłabym się odpowiednio zabezpieczyć, a jak nie chcę to mój problem. Jak odmawiam, to robi się okropny. Znęca się nademną psychicznie. Zachowuje się normalnie jak narkoman na głodzie. W efekcie nawet jak byśmy mogli współżyć, to atmosfera jest taka, że nie ma mowy o żadnej czułości. Ja już nie mam siły z nim walczyć. Poddałam się. W okresach raczej niepłodnych ale wątpliwych czasem stosujemy prezerwatywy, ale gdy wiem, że jest szczyt płodności, to nie jestem w stanie aż tak ryzykować. Wtedy maż wymusza na mnie zaspokajanie go poza stosunkiem. I czyni to w sposób bardzo bezpośredni. Radziłam się spowiednika, ale jeden doradził mi antykoncepcję - ze jak mąz mnie zmusza to można, ale ja toleruję tylko prezerwatywy, a i one powodowały u mnie stany zapalne (a ich skuteczność, jest dla mnie zbyt niska). Kolejne 2 razy usłysząłam sugestię o unieważnieniu małżeństwa (teoretycznie są powody). Czy naprawdę pozostaje mi tylko odejść od męża? Jest bardzo dobrym ojcem i w sumie dobrym mężem. Tylko ta jego obsesja seksualna. Podejrzewam, że ma to charakter chorobliwy, ale on nie widzi powodu, by z tym walczyć. Takie współżycie jest dla mnie straszną karą. Pewine i ta sprawa przyczynia się do nerwicy. Modlę się za mojego męża, i widzę, że pomału zmienia się na lepsze. Ale ostatecznej przemiany jakoś nie widać na horyzoncie.

Podobno z każdej sytuacji jest jakieś dobre wyjście, ale ja go nie widzę. Czy naprawdę jedynym sposobem na spokój sumienia jest rozpad naszej rodziny? Szczerze mówiąc, to czasem sobie wyrzucam, że tkwie przy nim ze strachu, że moja psychika tego nie wytrzyma. No i ze względu na dzieci. Z drugiej strony czuję się podwójnie skrzywdzona - raz przez męża, a z drugiej strony przez Kościół, który to mnie przypisuje grzech ciężki, mimo iż nie ma we mnie przyzwolenia na zachowanie męża. Tylko, że kategoryczne postawienie na swoim, spowoduje rozpad naszego małżeństwa - a to wydaje mi się jeszcze cięższym grzechem. Mimo wszystko liczę, że mąż kiedyś się nawróci. Bardzo prosze o pomoc. Może być też bezpośrednio na maila.

Odpowiedź:

Czy naprawdę jesteś skrzywdzona przez Kościół... Zdaje się, że spowiednicy już Ci powiedzieli, że w sytuacji w której jesteś, możesz środki antykoncepcyjne (nie wczesnoporonne) stosować. Możesz za zgodą spowiednika. Piszesz, że jeden już takiej zgody udzielił... Jeśli rzeczywiście udzielił Ci takiej zgody, to nie masz grzechu. Tylko rzeczywiście nie możesz akceptować takiej sytuacji, cieszyć sie z niej. Raczej przyjmować ją jako zło konieczne...

Co do sugestii dotyczącej separacji czy unieważnienia małżeństwa... Odpowiadajacy nie zna sprawy dokładnie, więc trudno mu w sprawie ewentualnych szans na unieważnienie wyrokować. Zauważ jednak, że nie jest to tylko problem tego, że Twój mąż ma wielkie potrzeby, a Ciebie tylko powstrzymuje nauka Kościoła. Piszesz, że wymusza na Tobie seks. W sumie postępuje z Tobą, jakbyś nie była człowiekiem. Nie szanuje Twojego samopoczucia, Twoich decyzji. To rzeczywiście bardzo niepokojące. Może powinnaś jakoś mężowi powiedzieć, że małżeństwo nie polega na świadczeniu usług seksualnych. Stanowczo. Łącznie z powiedzeniem, że jesli nie zmieni swojego stosunku do Ciebie, to zastanowisz się nad odejściem... Bo nie tylko TY jemu ślubowałaś, ale i on Tobie. Miłość, wierność i uczciwość małżeńską.... Nie jest uczciwym, jeśli wymaga seksu nie patrząc na samopoczucie czy możliwość poczęcia dziecka....

J.
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg