Gość 02.10.2011 09:06

Szczęść Boże.

Jest w Piśmie Świętym mniej więcej taki fragment: uczniowie pytają Jezusa, dlaczego człowiek, którego gdzieś spotkali jest niewidomy. Pytają czy on zawinił, czy jego rodzina. Jezus odpowiada, że nikt, a jest on niewidomy, aby na nim objawiła się chwała Boga. Na końcu Jezus przywraca wzrok temu człowiekowi. Przepraszam, że nie podaję dokładnie, ale odpowiadający na pewno domyśla się o jaki fragment mi chodzi.

Mam następujące pytania.
Jak to możliwe, że dobry Bóg dopuścił na tego człowieka cierpienie (stworzył go niewidomym lub dopuścił do utraty wzroku) tylko po to, aby objawiła się na nim chwała Boża? Czy dobry Bóg jest rzeczywiście aż tak dobry, skoro pozwolił na to, że człowiek przez wiele lat był niewidomy tylko po to, aby Jezus mógł go uzdrowić? Gdzie tu ta chwała Boża? To raczej okrucieństwo i zwykła próżność ze strony wszechmocnego Boga - najpierw uczynić kogoś niewidomym, a potem przy świadkach dla ukazania swojej chwały go uzdrowić...
To tak jakby jakiś dyktator zamknął kogoś niesłusznie w więzieniu i po wielu latach łaskawie wypuścił go na wolność, aby ukazać jaki jest dobry i miłosierny. Straconych lat w więzieniu nie można wynagrodzić. Podobnie nie można nadrobić czasu i wynagrodzić niedogodności człowiekowi, który odzyskał wzrok...

Odpowiedź:

Spotkałem kiedyś dziewczynę niewidomą od urodzenia. Była bardzo pogodnym człowiekiem. Najbardziej zaskakiwało, kiedy mówiąc o swoim spotkaniu z  Chrystusem używała zwrotu "i wtedy przejrzałam"...

Niewidomy od urodzenia często niespecjalnie z tego powodu cierpi, bo nie wie, czego mu brakuje. Brzmi cynicznie, ale tak to jest. To tylko drobna uwaga. Nie stanowi istoty odpowiedzi na Twoje pytanie. Wiadomo,przecież są ludzie, którzy wzrok stracili, którym amputowano kończyny, którzy poważnie przez całe życie chorują, a nic złego nie zrobili. Przynajmniej nic takiego, co w naszych oczach zasługiwałoby na poważną karę. Więc to, czy niewidomy od urodzenia bardzo cierpi czy nie większego znaczenia w kwestii Bożej sprawiedliwości nie ma.

W czym rzecz? Dość często w kręgach ludzi pobożnych powtarza się tzw pierwsze prawo życia duchowego: Bóg Cię kocha i ma dla Twojego życia wspaniały plan. Odpowiadający zżyma się, kiedy przekonani o istnieniu takowego planu usiłują go poznać i na każdym kroku pytają: "Panie Boże, czego Ty ode mnie chcesz". Bo Bóg zawsze chce tego samego: "Kochaj mnie, kochaj bliźniego, kochaj siebie samego". Wszystko inne wynika z przykazania miłości. I wybór drogi życiowej - kapłaństwa czy małżeństwa - wybór pracy (jeśli się wybór ma, ale przecież można też z miłością przyjąć prace, która się nie podoba; dla utrzymania rodziny) i te codzienne wybory - dobre słowo strapionemu sąsiadowi, przepuszczenie w kolejce staruszki czy wrzucony żebrakowi grosz.

Trudno jednak nie zauważać, że Bóg faktycznie ma wobec każdego z nas jakiś plan. Każdego prowadzi ciut inną drogą. Bywają ludzie, którym wszystko idzie dobrze, ale i inni, którzy co dzień borykają się z mniejszymi czy większymi problemami. Są ludzie zdrowi, są ludzie chorowici. Jedni urodzili się w normalnej rodzinie, inni w patologicznej. Każdy żuje w nieco innych warunkach, okolicznościach. Każdy ma tę drogę ku Bogu nieco inną. I chyba trzeba ufać, że Pan Bóg wie co robi.

A stoi na co dzień przed trudnym zadaniem: jak szanując ludzką wolność, która wyraża się często w wyborze tego co złe, poprowadzić ludzki ku zbawieniu. To konkretne dylematy. Na przykład jest rodzina pijaków. Nie dać im dzieci? A może, nie zważając na ich grzech, mimo wszystko dać im kolejne dziecko mimo, iż będzie mu potem trudno? Przecież lepiej żyć niż nie żyć wcale, prawda? Albo źli pracodawcy: zabić ich, żeby nie niszczyli życia innym czy jednak wystawić dobrych ludzi na ich pastwę? Może ci dobrzy dzięki nim w dobru się zahartują? Może, pomny krzywd które zaznali, sami będą postępować inaczej?

Dla Boga alternatywą dla łatwego i dobrego życia byłoby chyba tylko pozbawienie życia tych, którzy nie spełniają Jego oczekiwań. Mogłoby się jednak okazać, że wszystkich nas trzeba pozabijać. Bo przecież każdy z nas ma na sumieniu większe czy mniejsze grzechy. Jaki Bóg ma wybór? Dla każdego człowieka chce dobrze. Niestety, w świecie jest całkiem sporo ludzi złych. I niestety, niektórzy dobrzy muszą od tych złych w życiu oberwać....

Trzeba ufać, ze każdego z nas Bóg prowadzi najlepszą z możliwych dróg. Także owego ewangelicznego niewidomego. Jego kalectwo było dla otoczenia wyzwaniem: musieli się nim opiekować. Było to też wyzwanie dla tych, którzy wspierali go jałmużną. Jego brak wzroku mógł innych pchnąć do dobra. Jednocześnie tego konkretnego niewidomego Bóg wybrał, żeby na nim okazała się Jego moc; żeby ludzie mogli przez uzdrowienie go uwierzyć w Jezusa Chrystusa.

Czy to skrzywdzenie tego człowieka? Byłoby tak, gdyby Bóg nie patrzył na świat z perspektywy wieczności. Tych siedemdziesiat-osiemdziesiat lat, które żyjemy na tej ziemi to czas próby. Jest mgnieniem oka wobec szczęśliwej wieczności, która czeka każdego człowieka (choć nie wszyscy z tego być może skorzystają). Czas próby, który dla jednych jest łatwiejszy, dla drugich trudniejszy. Bo jednemu Bóg postawi większe wymagania, drugiemu mniejsze. Ale przecież sądził będzie sprawiedliwie. Temu, komu więcej dał, od tego więcej będzie wymagał....

Sedno odpowiedzi na Twoje pytanie można by więc streścić krótko tak: Bóg każdego z nas prowadzi najlepszą z dróg, na jaką może pozwolić sobie w tym świecie pełnym złą chcąc zbawić bez wyjątku wszystkich...

J.

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg