Ania 10.01.2010 17:19

Mam pytanie Chciałabym na nie uzyskać wyczerpującą odpowiedź, żebym już więcej nie musiała się bać.......... Albo jak nie wyczerpującą to chociaż jakąkolwiek odpowiedź. Za każdą będę wdzięczna. Lub może gdzie mam szukać odpowiedzi na nurtujące mnie pytanie.

Przed pytaniem pragnę jeszcze wyjaśnić, że mój problem może być trochę 'zakręcony", trudny do zrozumienia. Moja psychika ma po prostu tendencję do 'kręcenia', że tak się wyrażę (inaczej nie umiem tego sformułować).


Chodzi mianowicie o to, że jakoś mi się tak w głowie poukładało, że wierzę w to i widzę zależność pomiędzy moimi grzechami a karą jaka mnie za to spotkała W pewnej książce zatwierdzonej przez biskupa znalazłam, że poniesiemy karę za grzechy -te wyspowiadane (podkreślam) tu na ziemi albo w czyśćcu po śmierci.

Myślałam, że to Jezus umarł za grzechy i że jeżeli za nie żałujemy, wyspowiadamy je i zadośćuczynimy to już kary nie będzie. A tu taka niespodzianka.

Przepraszam, że wtrącę jeszcze drugi wątek, ale mam jeszcze taki problem, że wydaje mi się, że tyle nagrzeszyłam, że moim zadośćuczynieniem, byłaby tylko wielka męka ( np. bardzo duże cierpienie). Czy zadośćuczynienie ma nas bardzo boleć? Bo skoro z powodu moich grzechów bardzo dużo ludzi cierpiało bardzo, to znaczy, że ja też muszę? Chodzi o to, że na przykłąd poprzez to, że piłam alkohol i inni to widzieli, mogą to naśladować, potem inni będą widzieć tych innych i tak w kółko, spowoduje to wiele cierpienia, a wyszło ode mnie. Lub to, że się skupiałam na sobie, na sferze seksualnej, tak rozładowywałam napięcie, a powinnam w tym czasie inaczej je rozładować, np. posprzątać mieszkanie, lub na przykład nieskromnie się ubierałam (tzw. sexy wygląd ostatnio modny-też nie wiem czy jest grzechem).

Teraz dojdę do sedna sprawy. Ja nie chcę cierpieć, bo mnie to boli, ale wydaje mi się, że muszę. Wydaje mi się, że to cierpienie tu na ziemi to jest kara za moje grzechy, i tak to postrzegam. Bo na przykład kiedy nie słuchałam rodziców, to na mnie krzyczeli i to mnie bardzo bolało. Chciałam, żeby oni ze mną usiedli i mi wytłumaczyli co jest źle a co nie (pomimo że ja wiedziałam)-nie wiem czemu tego potrzebowałam. Czy chciałam zwrócić na siebie ich uwagę? A może to była zasłużona kara. W każdym bądź razie to jest tylko przykład. Potem miałam już tylko gorsze cierpienia. Podaję przykłady-mogą być przerażające. Cierpię na nerwicę natręctw i to wydaje mi się, że jest karą za grzechy i natręctwa są karą za grzechy. A mam mianowicie takie (nikomu o nich nie mówiłam, bo się boję reakcji ludzi):

(...)

Miałam jeszcze wiele innego cierpienia. Np że przez kilka lat rzadko wychodziłam z domu. Czasami po kilka godzin leżałam w bezruchu, tzn. miałam lęk, że jak się ruszę to nie wypełnię do końca mojego cierpienia i pójdę do piekła. Miałam wiele innych, ale to chyba mówi samo przez się ile się wycierpiałam na tym świecie, więc nie będę podawać więcej szczegółów. Teraz mi się wydaje, że Pan Bóg chce, abym została zakonnicą, a ja chyba do końca nie chcę, ale myślę, że trzeba wypełnić wolę Boga i może rok się troszeczkę pomęczę, a później się przyzwyczaję. Mam poczucie, że jak nie wykonam tych wszystkich natręctw to pójdę do piekła.

Mam jeszcze jeden problem. Wydaje mi się, że nie mogę iść do pracy. Niedawno złożyłam podanie o prace, ale już teraz wydaje mi się, że będę przez Boga potępiona, bo nie wypełnię Jego woli.

Proszę pomóżcie. Dajcie chociaż jakiś namiar na kogoś, żebym mogła porozmawiać, bo ja już dłużej nie mogę. Najlepiej namiar internetowy, z kim mogłabym porozmawiać przez mejla lub na komunikatorze, bo ja nie wierzę, że bym mogła to wszystko powiedzieć komuś w twarz. Już byłam u różnych psychologów, ale nigdy nikomu nie mówiłam o problemach (...) bo nie mam na tyle odwagi.

Mam jeszcze wiele natręctw do wykonania (tak mi się głowie ułożyło, że na nie zasługuję) i boję się, że jak ich nie wykonam to pójdę do piekła, ponieważ do taj pory co mnie spotykało w życiu złego, to mi odpowiadało do moich przewinień (w aspekcie: ciężkość kary-ciężkość przewinienia)

Pewnie bym chciała, to jeszcze jakoś inaczej wytłumaczyć, ale nie mam już siły pisać.

Proszę o pomoc,

Ania

Odpowiedź:

O Twoim problemie z lękiem przed Bożą karą warto by było porozmawiać z kimś mądrym. Zrozumiałe, że boisz się mówić o niektórych problemach otwarcie, stojąc z człowiekiem twarzą w twarz. A może Katolicki Telefon Zaufania w Katowicach? To telefon całodobowy. Czasem na dyżurze jest ksiądz czy psycholog... 32 2530 500...

A teraz po kolei.

1. Prawdą jest, że sakrament pokuty uwalnia od win, ale nie od kar za winy. W tym sensie, że za zło człowiek musi odpokutować. Dokładniej: chodzi o wydoskonalenie się w miłości, czyli często naprawienie wyrządzonego zła. Bo żeby osiągnąć niebo trzeba nie tylko nie chcieć zła ze względu na strach przed karą. Trzeba rozumieć, że zło jest złem...

Przykład. Prawienie ludziom złośliwości zazwyczaj nie jest wielkim grzechem. Nie uniemożliwia więc zbawienia, ale na pewno uprzykrza życie. Dlatego trzeba nie tylko, żeby człowiek zaciskając zęby tego nie robił. Trzeba, żeby zrozumiał, że dużo lepiej, gdy jest dla ludzi miły...

Wracając do sedna sprawy trzeba jednak zauważyć, że konieczności naprawienia zła, wydoskonalenia się w miłości, nie oznacza automatycznie konieczności cierpienia. Pierwszą możliwość naprawienia zła daje pokuta odprawiona po spowiedzi. To często w porównaniu ze złem niewiele, ale zawsze coś. Nic też nie stoi na przeszkodzie, by dobrowolnie podjąć jakąś pokutę. Broń Boże nie taką związana z zaniechaniem leczenia. To może być modlitwa, podjecie jakiejś służby dla bliźnich, staranie się o szczególną życzliwość wobec innych, powstrzymane się od alkoholu, słodyczy itp...

Warto też pamiętać o możliwości uzyskania odpustu. Odpust właśnie jest darowaniem takich kar. Zupełny - wszystkich - cząstkowy części. Więcej informacji na temat możliwości ich uzyskania znajdziesz TUTAJ

2. Bóg nie stosuje kary jako środka "odwetowego". Być może w Twoim życiu tak się to jakoś układa, ale to wrażenie jest błędne. Na pewno. Inaczej wszyscy dranie (i tylko oni) całe życie by cierpieli i umierali w męczarniach. A przecież tak nie jest.

Co zrobić? Na pewno cierpiąc na nerwicę natręctw będzie Ci trudno. Ale musisz uwierzyć, że Bóg nie stosuje zasady "oko za oko". Najlepiej porozmawiaj o tym problemie z Bogiem, przedstaw mu swój lęk. I zdecyduj się - wcześniej czy później - na działanie wbrew temu lękowi. Nikt nie namawia Cie tu do grzeszenia i sprawdzania jak zadziała Bóg. Ale jeśli coś złego zrobisz, to powiedz Bogu: "ufam, że nie masz zamiaru się na mnie mścić"... I na pewno nie traktuj jako pokuty leżenia bez ruchu. Bóg nie wymaga od nas takich dziwactw!


3. Koniecznie pójdź do lekarza. Człowiek, w granicach rozsądku, ma wręcz obowiązek dbać o swoje zdrowie. Nie można choroby, która łatwo można wyleczyć, traktować jako pokuty. Potraktuj tak raczej przykrość związana z wizyta u lekarza. To też boli, też jest trudne...

Kiedy choroba może być przyjęta jako pokuta? Gdy nie ma sposobu na leczenie. Wtedy to sposób na usensownienie cierpienia...

Powodzenia

J.
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg