maria 06.01.2010 10:35

Szczęść Boże od pewnego czasu mam dylemat. W 2008 roku pojawił się w moim zakładzie pracy pewien człowiek. Od lipca 2009 roku nasza współpraca zaczęła układać się b. dobrze. Mam w nim bardzo duże wsparcie. weszliśmy na tor przyjaźni co zauważyli koledzy i koleżanki w pracy. Poważna rozmowa miała miejsce z dyrektorem zakładu twierdził "że chce mojego dobra", aby zastanowić się nad dalszą przyjaźnią z Piotrem. Wspomnę, że dzięki niemu zaczęłam dostrzegać co w życiu jest najważniejsze. Odchodziłam powoli od wiary, Kościoła. Msze św. niedzielne traktowałam jako "obowiązek". Przyjęłam Szkaplerz, nieraz spotykamy się idziemy w dzień powszedni na mszę św. razem. Poznałam jego rodzinę - wspaniała na pierwszym miejscu Bóg, kochają się szanują. Ja nie miałam takie rodziny. Rodziców straciłam mając 9 lat, kochaną babcię mając 18 lat dziś mam 29 lat. W pracy dyrektor reaguje b. emocjonalnie jak widzi nas razem. Proszę o podpowiedź co dalej mam robić. Zależy mi na tym człowieku. Zaczęłam dostrzegać, odkąd powróciłam na drogę wiary, że zdarzają się sytuacje w moim życiu, niezależne ode mnie analizując przebieg nie umiem wytłumaczyć tego co miało miejsce. Podziękowałam Piotrowi za to, że dzięki niemu moje życie się zmieniło czuję wewnętrzny spokój. W Sylwestra dzięki niemu i jego rodzinie bawiłam się na zabawie zorganizowanej przez oazowiczów - bezalkoholowej - pierwszy sylwester w moim życiu spędzony poza domem. Proszę o odpowiedź na e-maila Szczęść Boże pozdrawiam

Odpowiedź:

Odpowiadający nie jest specem od relacji międzyludzkich, ale wydaje mu się, że reakcja dyrektora jest dziwna. Jest zazdrosny czy co?

Skoro się z tym mężczyzną dogadujesz, skoro uważasz, ze jest dobrym człowiekiem, to nie ma powodu, by znajomości nie kontynuować. Chyba że sama wiesz coś ważnego, o czym nie napisałaś...

J.
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg