blk18 04.04.2009 14:27

Proszę o niepublikowanie treści pytania, gdyż może ono być gorszące.

Czy to, co robiłam było grzechem? Ciężkim?
<i>(...)</i>
<!--Znam pewnego kapłana od dłuższego czasu. Jest on bardzo otwarty w kontaktach towarzyskich, ja - wręcz przeciwnie, dlatego odkąd moje relacje z tym księdzem stały się bliższe, miałam wątpliwości, jednak świadoma mojego nastawienia "anty" do kontaktów bliższych z innymi, ufałam, że to, co robi ten ksiądz jest w porządku.

Do rzeczy. Zaczęło się od zwykłego przytulania. Ot tak, po prostu, przytulał mnie. Z czasem jednak owe przytulania stawały się coraz dłuższe, "mocniejsze"; pytał, czy go kocham... I cały czas wysuwał jakieś seksualne aluzje, potem wprost mówił o moich piersiach, że są fajne, że chciałby je zobaczyć nago (do czego, oczywiście, nie doszło), pytał, jakie noszę staniki i dotykał przez ubranie mojego biustu przy każdej możliwej okazji... Mowił do mnie: "kochanie moje", "dziewico... jeszcze". Nie wiedziałam, które z jego wypowiedzi mam uznawać za żart... Ostatnimi czasy na te aluzje w stosunku do moich piersi pozwalał sobie nawet w towarzystwie ministrantów czy innych osób... W międzyczasie pojawiły się pocałunki. Najpierw czoło, potem policzki, ramiona (przez ubranie), wreszcie usta. Nie, nie były to jakieś namiętne pocałunki, zwykłe "buziaki", "cmoknięcia", z których nikt nie robi problemu, tylko że tutaj osobą całującą jest ksiądz... Robił tak wielokrotnie, coraz częściej. Brał mnie przy tym nierzadko na kolana i obejmował. W jego wypowiedzaich pojawiały się też tematy np. bielizny, którą noszę itp.

Wiem, że to wygląda strasznie. Ja jednak bardzo mocno ufałam temu księdzu, który jest nota bene moim spowiednikiem... Kilka razy mówiłam, że nie chcę, aby mnie całował, on mówił, że OK, a potem korzystał z najbliższej okazji, mówiąc, że to nie jest grzech... Tak, byłam naiwna.

Czasem myślę, że to moja wina, bo zapewne prowokowałam go w jakiś sposób. Ja chciałam naprawdę tylko takiej relacji z nim, która może mnie zbliżyć do Boga... Nie przypuszczałam, że to tak będzie. A przez to niesutannie o tym myślę, zaniedbując inne rzeczy... To działo się stopniowo, usypiając moją czujność... Prosiłam kilka razy, żeby tego nie robił, ale za mało stanowoczo... Nie przerywałam również tych głupich rozmów, nie przeciwstawiałam się im...


Chcę to skończyć i wierzę, że z Boża pomocą mi się uda. Tylko że ten kapłan jest jedynym księdzem w mojej parafii, więc z urwaniem kontaktu będzie ciężko, ale ograniczyć mogę przecież nie rezygnując z Eucharystii.


Czy to, co robiłam, to grzech ciężki?
Może jeszcze napiszę, że mam prawie 18 lat, kapłan dużo starszy ode mnie, a sytuacja trwa ok. 2, 3 lat...
Czy spowiedzi, Komunie Św. i sakrament bierzmowania (w tym roku), które w tym czasie przyjęłam, są świętokradzkie?
Wyspowiadać się z tego muszę u innego kapłana, prawda? -->

Co mam zrobić?

Proszę o pomoc.

Odpowiedź:

Zgodnie z prośbą większą część pytania ukryłem.

Trudno rozstrzygać jednoznacznie czy w takiej sytuacji został popełniony grzech ciężki przez Ciebie. Wydaje się, że nie, ale to zależy od stopnia dobrowolności z Twojej strony. Najlepszym rozwiązaniem w tej sytuacji jest ograniczenie kontaktów do niezbędnego minimum, zmiana spowiednika i odbycie spowiedzi generalnej z całego tego okresu.

sx
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg