Starosta 16.01.2018 00:31

Witam serdecznie, do tego pytania prosiłbym o odpowiedź kogoś z księży, jeśli się tutaj znajduje.

Pytanie dotyczy mnie oraz mojej wartości. O co chodzi? Na skutek tego, że nie jestem optymistą, jak byłem dzieckiem i coś przeskrobałem, to jak tata miał mnie doprowadzić do porządku, to zwykle się tego bałem (np. czasami ciągał mnie za uszy), zresztą nawet dotąd się obawiam, że jak tata się wkurzy, to oczywiście reprymenda będzie taka, że ho ho! (a mam 25 lat w tym roku... powiecie co za cienias ze mnie). Jako że do 9 roku życia byłem jedynakiem, to wiadomo kto oberwał jak coś zrobiłem źle, zepsułem, nie pomyślałem, że coś może mieć takie a nie inne konsekwencje - oczywiście, że ja. Z upływem lat się nic nie zmieniło - zwykle jak coś się zepsuło (nawet jak nic z tym nie zrobiłem!), to i tak było wiadomo, że przecież "samo się nie zepsuło".
Dodatkowo to, że się odróżniałem od innych rówieśników - przykładałem się do nauki, nie byłem typem łobuza, to nie byłem zbytnio lubiany przez rówieśników, więc do tej pory nie mam znajomych, kolegów i przyjaciół, jestem samotnikiem.
W chwili obecnej mam Narzeczoną, dokładnie taki charakter dziewczyny, o którym marzyłem, przekonany, że nikt taki nie może istnieć. Jednak nie zmieniło to pewnego faktu w moim życiu.
O co chodzi? Mianowicie, na skutek ww. rzeczy i tego, że jestem grzesznikiem, uważam sam siebie za śmiecia. Za zupełne zero. Za kogoś, kto nie ma najmniejszej wartości i nie powinien chodzić po ziemi. Za totalne NIC. Nieważne co by się działo, czy w domu, czy w relacjach w związku - mówię, że to na pewno moja wina i mówię, że kolejny raz ja zepsułem to czy tamto i niech będzie na mnie (bo przecież zawsze byłem winny, nawet jak zepsuło się coś czego nie dotknąłem). Więc niech będzie na mnie, na tego bezużytecznego śmiecia. A, no i jak chcecie, to możecie się na mnie wyżyć, bo ja jestem taki chłopiec do bicia, po którym można jechać jak po ścierce do podłogi.
Tata jak tylko usłyszy, że "Dobra, i tak ja jestem winny, jak zawsze", to nawet nie chce słuchać i się denerwuje. Moja Narzeczona, którą bardzo kocham, mówi, że mam tak na siebie nie mówić, bo ona widzi we mnie tyle wartościowego i mam siebie tak nie obrażać. Ta, jasne, ale ja w sobie nie widzę nic wartościowego. I próbuję Ją do tego przekonać - nie mogę Jej przekonać.

I w sumie teraz dopiero pytanie pada z mojej strony - czy to jest grzech, o którym nie wiedziałem? Jak sobie z tym pomóc? Bo jak wpadnę w wir takich myśli o sobie, to jest to żywioł nie do zatrzymania wręcz. Mogę tak sam po sobie jechać, nawet przy kimś obcym, że to głowa mała...
Dziękuję z góry za odpowiedź
Pozdrawiam

Odpowiedź:

Oj, nie ma w serwisie żadnego księdza, który mógłby odpowiedzieć na te Twoje pytania...

Co do grzechu: na pewno żadnego nie popełniasz. Niska samoocena nie jest grzechem. Na pewno nie takim, za który ponosisz odpowiedzialność. Tak się czujesz i tyle...

Co do postawy Twojego ojca...Trudno tu coś sensownego powiedzieć. Nie znam na tyle sytuacji. Na pewno nie było w porządku, ze zawsze o wszystko obwiniał Ciebie...

A co do tego, co mówi dziewczyna... Ona pewnie ma rację. I rozumiem, że nie chce, żebyś tak o sobie mówił albo - ważniejsze - tak o sobie myślał. Ale jej mówienie niewiele pomaga prawda? Po prostu jej nie wierzysz, bo wiesz swoje. Mimo wszystko myślę, że jej widzenie Ciebie jest jakimś punktem zaczepienia, dzięki któremu możesz nieco się w tym swoim widzeniu samego siebie wydźwignąć. Tyle że dość kruchym. Przy pierwszej z nią kłótni dojdziesz do wniosku, że Ci nie mówiła prawdy. Choć tak naprawdę mówiła, a kłótnie między bliskimi są prawie nie do uniknięcia. Nawet gdy uważamy drugiego za bardzo wartościowego człowieka...

Co zrobić? Przede wszystkim staraj się pamiętać o tym, jak Cię widzi Bóg. On nikogo nie nazywa śmieciem, zerem ani nijak podobnie. Dla niego każdy jest Kimś, jest osobą, jest wartościowy. Głupio, żeby oceniał samego siebie gorzej, niż sprawiedliwy Bóg...

A po drugie... Staraj się czynić jak najwięcej dobra. Każde, nawet małe dobro świadczy, że nie jesteś zerem. Że wnosisz w ten świat coś dobrego, jesteś na plus. Pewnie będziesz miał z tą niską samooceną problemy do końca życia, ale w ten sposób będziesz miał namacalny dowód, że tak zupełnie bezwartościowy nie jesteś. 

A po trzecie... Skoro czujesz się tak nisko, to podnieś do góry głowę. Wtedy widzi się nie tylko to, że się jest nisko, niżej niż inni, ale i niebo nad głową...

J.

 

 

 

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg