Gość 12.04.2017 22:32

"Kochać to żyć dla innych, nie dla siebie. Kochać to bezinteresownie oddawać swoje życie."
Czy to jest faktycznie myśl chrześcijańska? Tak starałam się żyć - jak najwięcej dla innych, jak najmniej dla mnie. Prowadziło to do absurdów, np. gdy szłam na studia, miałam wyrzuty sumienia, że ja się uczę zamiast np. pomagać biednym. Oczywiście, po studiach też pomagam ludziom w swoim zawodzie, ale robię to za pieniądze, więc już nie bezinteresownie.
Wydaje mi się, że takie myśli, jak ta zacytowana, to utopia i idealizm. A bardzo chcę wierzyć, że chrześcijaństwo to nie utopia...

Odpowiedź:

Hmm.... Chyba Pani nie uspokoję. Sęk w tym, że miłość - miłość bliźniego - to wyzwanie, któremu trudno stawiać granice. Wielcy święci nieraz takie granice rozsądku przekraczali. Ot, św. Franciszek, który pochodząc z dobrej rodziny wybrał skrajne ubóstwo albo i tacy, których imienia teraz nie pamiętam, co to wybrali posługę ubogim, chorym, czasem nawet trędowatym. Głupim bym był chrześcijaninem, gdybym mówił, że takie poświęcenie jest przesadą i Bogu się nie podoba. Nie, na pewno to postawa godna pochwały. Nawet jeśli po ludzku nierozsądna. 

Nie wydaje mi się jednak, by ten, kto nie poświęca swojego życia w tak spektakularny sposób był zaraz gorszym chrześcijaninem. Nie wiem czy potrafię swoją intuicję w tym względzie ująć w jasne słowa, ale spróbuję. 

Napisała Pani coś w stylu, że służba za pieniądze jest służbą gorszą, bo nie bezinteresowną. Ja bym jednak z takim osądem uważał. Proszę zwrócić uwagę, że każdy człowiek, bez względu na to co robi, żeby żyć musi mieć co jeść, w co się ubrać i mieć dach nad głową. Nawet święty brat Albert Chmielowski, choć porzucił spokojne i w miarę dostatnie życia na rzecz mieszkania z biednymi w przytuliskach, jednak w coś się ubierał, coś jadł i gdzieś mieszkał, prawda? On organizował pomoc dla biednych, ale ktoś mu na to pieniądze musiał dawać, prawda? Proszę mnie dobrze zrozumieć, nie chcę deprecjonować jego postawy. Dla mnie to naprawdę wielki święty.Tylko że nie widzę nic zdrożnego w tym, że za swoją pracę ma się pieniądze na utrzymanie. Jasne, ktoś powie, że ma się więcej. Tyle że człowiek, który się poświęcił ma też bardzo dużo: odnajduje się w tym co robi. To też daje swoiste poczucie komfortu, zadowolenia, których pieniądze by mu nie dały. No i daje to splendor, którego pracujący za pieniądze nigdy nie doświadczą....

No i ta wielkość służby... Nie odsądzałbym od czci i wiary tych, którzy nie ruszają na tereny "ekstremalne". Zwyczajnie pracując też najczęściej robi się rzeczy potrzebne i ważne, bez których społeczeństwo nie może się obyć. Ot, piekarz, rolnik, sprzedawca, elektryk, nauczyciel, lekarz... Ich praca też jest społeczeństwu potrzebna, prawda? To, że jest na ich posadę więcej chętnych niż na te, które zajęli wielcy święci nie znaczy, ze to służba mniej potrzebna. W tym kontekście warto też spojrzeć na studia. Splendor? Wyższy status społeczny? Tak. Ale jednocześnie często lepsze przygotowanie się do służby...

Dygresja. Mam dwie siostry. Obie przez całe życie pracują ze "źle się mającymi". Dziećmi, młodzieżą, dorosłymi. Mnóstwo dobra w swoim życiu zrobiły. I myślę, że na studiach przygotowujących ich do tej pracy nie straciły czasu...

Wracając do wywodu... Nie sposób w tym kontekście wspomnieć o jeszcze jednym. O byciu mężem/żoną, ojcem/matką. To wielkie i trudne zadanie. W którym nikt nie jest w stanie rodziców zastąpić. Ile dobra świadczą swoim dzieciom zanim one dorosną, trudno nawet podsumować. Tymczasem często na te ich poświęcenie patrzy się lekceważąco. Bo to jest tylko ich obowiązek, sami chcieli, za to mają kochające dzieci, zabezpieczenie na starość itd. Bez złośliwości, ale to samo można powiedzieć o tych, którzy w naszych oczach tak bardzo się poświęcili. Oni też sami chcieli, i za to też mają kochających ich ludzi wokół siebie itd itp...

Wniosek? Nie jest rzeczą złą szukać dla siebie wielkich wyzwań. Ale nie jest też rzeczą złą iść drogą, którą idzie wielu innych. Najistotniejsze, by na każdej drodze swojego życia kochać. Kochać tych, których Bóg tak czy inaczej stawia na mojej drodze życia. Śmieję się, ze  w moim przypadku jest to też Pani. I te tysiące innych, którym odpowiadam na pytania...

J.

 


 

 

 

 

życie i 

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg