Adam 25.08.2016 05:47

Szczęść Boże,

Zmagam się z depresją. Pomocy szukałem u Boga. Spowiadałem się, przyjmowałem komunię, byłem na Jasnej Górze. Przed chorobą także ufałem Bogu, dziękowałem i modliłem się.
Dla wyjaśnienia to z czym się zmagam już od roku - jest to poczucie braku Boga, nienawiść do samego siebie, że nie mogę przez ten stan funkcjonować jak normalny mężczyzna, izolacja od przyjaciół, brak pasji, pustka, agresja, złość, rozpacz, lęk, bezsilność, wyrzuty sumienia, niemożność kochania i radowania się. Chorując krzywdzę przede wszystkim moją rodzinę. Zaznaczam, że jest to stan trwały i nie mam od tego odpoczynku, nawet przez moment. Nawet kiedy śpię, to śni mi się prawda i jest to koszmar, a jak się obudzę, to trafiam do jeszcze większego koszmaru. Rozmawiam z psychologami i psychiatrami, biorę leki, ale nic mi to nie pomaga i nie mam ochoty wychodzić z domu (od roku!). A jeszcze niedawno byłem wysportowanym, energicznym człowiekiem pełnym miłości, radości i optymizmu.

Myśli samobójcze mam codziennie i marzę, że jak umrę popadnę w nicość, czyli nie będę miał już żadnej myśli i moje piekło się skończy.
Zdaję sobie sprawę, że jestem chory psychicznie i w ten sposób nie da się funkcjonować. Dlaczego Bóg, Duch Święty i Syn Boży tak łatwo oddali mnie Szatanowi? Dlaczego Bóg stworzył Szatana, który dręczy ludzi? Pan Jezus cierpiał jedną dobę, ja już męczę się rok i mogę nie wytrzymać i stracić życie i z piekła trafić do piekła. Bardzo chciałbym wierzyć, ale jestem zbyt rozgoryczony.

Pozdrawiam serdecznie
Adam

Odpowiedź:

Hm...

Podejrzewam, że nie jestem nawet  stanie sobie wyobrazić, co Pan przeżywa. To co napiszę może więc być mądrzeniem się człowieka, który kompletnie problemu nie czuje. Ale skoro Pan pyta...

Bóg, Szatan... Nie jestem pewien, czy ten drugi ma z tym coś bardziej konkretnego wspólnego. W sensie dręczenia Pana  czy czegoś podobnego. Jasne, wszystkie choroby są jakoś konsekwencją złą, które rozlało się na świat przez podstęp szatana, ale chyba jednak nie jest to wynik jakiegoś bezpośredniego szatańskiego działania. A Bóg? Niestety, dopuszcza na nas te różne przeciwności losu, choć rzadko rozumiemy dlaczego. Na pewno jednak nigdy nie przestaje człowieka kochać. I dla tego, kto cierpi ma szczególnie dużo serca i wyrozumiałości. Jego Syn, też Bóg, druga Osoba Trójcy, też przeszedł przez cierpienie. Nie tylko fizyczne, ten strach w Ogrójcu też...

Nie bardzo rozumiem,jaki ma Pan powód, żeby siebie nienawidzić czy ma Pan poczucie braku Boga. Może stoi za tym jakiś konkret, ale nic Pan o tym nie pisze. Więc pewnie.. Ot, po prostu, nie ma ku temu jakiegoś konkretnego, ważnego powodu. Po prostu tak się Pan czuje bez niego. Albo z powodu drobiazgów. I jakiegoś racjonalnego wytłumaczenia tego samopoczucia nie ma. Gdyby było - np. jakiś wielki grzech - terapią bywa pokuta... Taka, która człowieka kosztuje (niekoniecznie w sensie materialnym)....

Jak sobie radzić? Nie wiem. Skoro nie pomagają specjaliści, cóż mogę radzić. Z własnego, mizernego doświadczenia w znoszeniu cierpienia wiem tyle, że warto zrobić dwie rzeczy. Po pierwsze przestać oczekiwać, że stanie się cud i będzie tak jak dawniej. Niestety, krzyże choroby często trzeba nosić do końca życia. Można się nauczyć z nimi żyć, ale nie da się wrócić do przeszłości. Po drugie, warto skoncentrować się na drobiazgach. To znaczy na okruchach dobra, do których się ma okazję. Wyniesienie śmieci, pozmywanie naczyń, dobre słowo, mimo wszystko choćby krótki uśmiech do bliskich, choćby i pokrzywiony. Nie przywraca to człowiekowi poczucia tego, ze jest się w swoich oczach pełnowartościowym, ale pomaga zobaczyć, że nie jest tak zupełnie źle. I z czasem może prowadzić do odkrycia, że jest w tych drobiazgach dobro całkiem wielkie....

Warto ten swój stan przemodlić. To znaczy wszystko szczerze przedstawić Bogu. On czasem całkiem wyraźnie na zadawane Mu pytania odpowiada. I może pomóc usensownić z pozoru bezsensowne cierpienie.

Powodzenia w tych drobiazgach...

J.

 

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg