annaiwona 20.03.2015 22:45

Szczęść Boże! Mam dylemat związany z czystością przedmałżeńską. Jestem z moim chłopakiem od 4 lat. Kilka miesięcy ze sobą mieszkaliśmy. Współżyjemy. Od samego początku rozmawialiśmy o tym że chcemy się kiedyś pobrać, planowaliśmy przyszłość. Chłopak pracuje, rok temu zaczął przygotowywać mieszkanie, niestety borykamy się oboje z problemem niestabilnej pracy i braku finansów więc plany na "bycie na swoim" są odległe. Mimo to jesteśmy zgodną, kochającą się parą. Przyjaźnimy się. Zdarzają się kłótnie ale nie duże. To tak w dużym skrócie... Rok temu zaczęłam się nawracać. Dziś już o wiele więcej rozumiem stanowisko Kościoła, rolę Sakramentów. I bardzo boli mnie to że nie jesteśmy w czystości przedmałżeńskiej. Chłopak raczej chodzi do kościoła od święta, Bóg gdzieś jest ale na codzień o tym nie rozmyśla. Podejmowałam nieśmiałe próby argumentowania że powinniśmy poczekać ze współżyciem do ślubu ale moja wiedza na ten temat była słaba więc nie potrafiłam mu tego dobrze wytłumaczyć a sama też nie widziałam w tym wielkiego problemu, bo przecież się kochamy, współżycie nie sprawiło że traktujemy się jak przedmioty, nie myślimy tylko gdzie tu się "bzyknąć" (przepraszam za wyolbrzymienie), szanujemy się nawzajem a fizyczna miłość jest piękna. Żyliśmy sobie "normalnie". Mój chłopak widzi że interesuję się wiarą ale chyba traktuje to nieco z przymrużeniem oka, że jako kobieta jestem bardziej wrażliwa, uduchowiona... A ja czuję że nadszedł moment żeby wyspowiadać się i żyć w czystości do ślubu... Który jest odległym planem. Jestem gotowa, ale jak mam ogłosić tę "rewelację" mojemu mężczyźnie? On uważa że współżycie jest ważne, buduje bliskość- takie typowe poglądy które ma większość ludzi. Jemu będzie ciężko to zrozumieć, boję się że go zranię. To powinna być wspólna wola, wspólna decyzja a nie suchy komunikat "słuchaj od dziś ręce przy sobie i można tylko buziak bo ja wierzę i masz to zaakceptować". Nie wiem co zrobić... Martwię się że on zniechęci się do Kościoła i będę odpowiedzialna za to. Że uzna że go nie kocham i szukam pretekstu żeby nie współżyć (mam bardzo niskie libido i nie jestem bardzo czuła, brak mu czasem okazania bliskości... Rozmawialiśmy dużo na ten temat i jest lepiej, nie chodzi o sam seks ale o przytulenie, pocałunek). Może Odpowiadający coś mi doradzi, nakieruje co dobrze by było zrobić... Bo ja już sama nie wiem. Jezus jest dla mnie najważniejszy ale nie jestem chyba tak silna psychicznie żeby ryzykować rozpadem związku... Boję się że w końcu zostanę sama z tą swoją wiarą, modlitwami i niedzielną Mszą. Nie mam tej łaski i nie słyszę głosu Boga podpowiadającego mi do ucha co robić tylko błądzę jak dziecko we mgle targana wątpliwościami i rozdarciem między zwykłą codziennością a pragnieniem zmiany tej codzienności na taką która umożliwi mi szczerą spowiedź i przyjęcie Komunii bez świętokradztwa... Bardzo cierpię. Błagam o pomoc.

Odpowiedź:

Kiedy się już zaczęło wspólne życie chyba nie ma sposobu na to, żeby bez zrywania związku wracać do życia w czystości. Zwłaszcza jeśli druga strona tego nie rozumie...

Co bym radził? Ślub. Naprawdę nie ma powodu, by czekać na stabilizację. Tej można nie osiągnąć do emerytury. Małżeństwo zawiera się właśnie między innymi po to, by razem przeciwstawiać życiowym trudnościom. To nie sakrament, który ma coś ukoronować, ale sakrament, który ma dać więcej siły we wspólnym życiu. Skoro jesteście razem i chcecie być razem po prostu się pobierzcie...

J.

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg