anonim 21.10.2003 23:25

Dlaczego patrzenie na kobiece ciało jest przez Was uważane za grzech ciężki, jeśli towarzyszy mu podniecenie, skoro nawet onanizm nie wszyscy księża uważają za grzech ciężki, a masturbacja jest chyba większym przewinieniem niż nawet typowe „pożądliwe patrzenie na kobietę”? Jeszcze rozumiem, jak ktoś kupuje specjalnie magazyn dla mężczyzn z gołymi paniami właśnie po to, by wywołać u siebie podniecenie. Ale są takie sytuacje w życiu codziennym, kiedy erekcja jest tylko efektem ubocznym patrzenia. Jeśli np. stoi się w autobusie, a obok siedzi ładna kobieta w bluzce z głębokim dekoltem, to trudno choć kilka razy nie zerknąć na odsłonięty biust. Z własnego doświadczenia wiem, że gdy patrząc na kobietę pilnuję się, żeby nie wywołać u siebie erekcji, to ona często występuje właśnie dlatego, że myślę o „tej” części ciała. Poza tym przecież erekcja w takich sytuacjach często jest po prostu słaba i ledwie odczuwalna dla mężczyzny. Moje zdanie jest takie: jeśli zaczynając patrzeć się na kobietę nie mam intencji wywołania podniecenia, ale erekcja później jednak wystąpi, to nie jest to grzech, a już na pewno nie ciężki pod warunkiem, że moja główna uwaga nie skupi się odtąd na przyjemności seksualnej a nie nie walorach estetycznych kobiecego ciała. Po prostu wydaje mi się, że w takich sprawach trzeba podchodzić trochę z rozsądkiem, a nie panikować przy najmniejszych objawach erekcji. Mam rację?

Odpowiedź:

Hm... Zasadniczo masz rację. Problem w tym, że nie bardzo wiadomo, czy te same słowa rozumiemy tak samo. Jeśli bowiem nie zgadzasz się z wcześniejszymi odpowiedziami to znaczy, że albo ich dokładnie nie przeczytałeś albo ich nie zrozumiałeś albo piszący te słowa nie rozumie teraz Twojej wypowiedzi. Wydaje mu się bowiem, że praktycznie to samo wcześniej napisał. Dlatego może jeszcze raz: grzechem jest celowe budzenie w sobie podniecenia seksualnego lub zgoda na takie, które zrodziło się wbrew naszej woli. Nikt nie mówi, że erekcja jest wyznacznikiem grzechu. Nikt nie każe panicznie się bać, że popełni się grzech. Oczywiście trzeba spokoju. Ale trzeba panowania nad wzrokiem, myślami i marzeniami. Trzeba jasno w chwilach pokusy mówić nie. Trzeba nauczyć się patrzeć na kobietę jak na osobę, a nie przedmiot służący przyjemności...
Co do oceny moralnej masturbacji... Ktoś tu chyba czegoś nie zrozumiał. Kościół uczy, że z zasady jest ona poważną winą moralną. Grzechem lekkim może stać się jedynie wskutek braku świadomości lub dobrowolności czynu. Owe braki występować mogą np. wskutek niedojrzałości uczuciowej danej osoby spowodowanej wiekiem czy popadnięciem w nałóg. Katechizm Kościoła Katolickiego 2352 tak to ujmuje:
Przez masturbację należy rozumieć dobrowolne pobudzanie narządów płciowych w celu uzyskania przyjemności cielesnej. "Zarówno Urząd Nauczycielski Kościoła wraz z niezmienną tradycją, jak i zmysł moralny chrześcijan stanowczo stwierdzają, że masturbacja jest aktem wewnętrznie i poważnie nieuporządkowanym". "Bez względu na świadomy i dobrowolny motyw użycie narządów płciowych poza prawidłowym współżyciem małżeńskim w sposób istotny sprzeciwia się ich celowości". Poszukuje się w niej przyjemności płciowej poza "relacją płciową, wymaganą przez porządek moralny, która urzeczywistnia <>".
W celu sformułowania wyważonej oceny odpowiedzialności moralnej konkretnych osób i ukierunkowania działań duszpasterskich należy wziąć pod uwagę niedojrzałość uczuciową, nabyte nawyki, stany lękowe lub inne czynniki psychiczne czy społeczne, które mogą zmniejszyć, a nawet zredukować do minimum winę moralną.


Ocenę moralną tego czynu zostawić należy spowiednikowi. Jego zaleceniom należy się podporządkować...

J.
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg