aga 08.09.2003 17:23

Czy można potępić się niechcąco, przez systematyczne odstawianie Boga na bok, nie do końca uświadomianego sobie życia w grzechach ciężkich, przez lekceważenie nawrócenia " na jutro "? Czy można tym tak po lekku zatwardzić swe serce, że nawet Bóg nie będzie wstanie ostatecznie pomóc, bo sam się zniewolił naszą wolnością? Wiem, że Bóg ma sposoby i do końca o człowieka walczy, ale czy taka postawa możliwa jest ze strony człowieka, który nie nienawidzi Boga albo raczej nie wie o tym, schodzi Bogu z drogi, będac dobrym świeckim człowiekiem ? Czy człowiek może wpaść w taki stan, że n i e b e d z i e m ó g ł wybrać Boga? Obrazowo wygląda to tak : człowiek umiera, Bóg mu się ukazuje,błaga, by przyjął zbawienie, ale człowiek Boga ledwo rozpoznaje, widzi czy słyszy z powodu stanu grzechu, w którym umarł. I przychodzi też szatan w przebraniu znanym za życia człowiekowi. Jako że człowiek przywykł do niego za życia (nie uświadamiając sobie, że żył w jego szponach ) chętnie idzie za nim, a potem widzi - o, to piekło! ale jest już za późno i jest usidlony na wieki. Żałowałby (wtedy Bóg by wybaczył ), ale n a u c z y ł się tylko złorzeczyć. Owo " za późno " przeraziło mnie u Św. Faustyny (1448), gdzie Jezus mówi : " o biedni, którzy nie korzystają z tego cudu Miłosierdzia Bożego, n a d a r m o będziecie wołać, ale będzie już z a p ó ź n o ". Jak u Milosiernego Boga może być za późno? Albo 1 P 4,18 lub Hbr 12,17: szukał nawrócenia ze łzami, ale go nie znalazł. Czy w takim obrazie nie jest Miłosierdzie jakby za słabe? Przecież Bóg ukazuje się nam po śmierci (może wcale nie ?) pomimo naszych grzechów czy trwania w nich, nawet one nie są w stanie nam Go przysłonić ( a właśnie, czy mogą ?) Kościół chyba głosi, że człowiek odrzuca Boga świadomie , bo nienawidzi miłości swą wolą i właśnie to a nie trwanie w grzechach jest w tym ostatecznym momencie istotą odrzucenia Boga? Mt 25 , 31-46 tam też odrzuceni nie byli świadomi, że czynili źle , a nawet zdziwieni. Czy rzeczywiście Bóg nie decyduje o wyborze po śmierci tylko my sami? A jeśli Bóg ukazuje się nam wtedy w pełni , to jak można Go odrzucić, czy tak możemy na ziemi zbrudzić i zaślepić swe serce ,że po śmierci będzie za póżno, by zobaczyć Boga ( tylko czystego serca zobaczą ... ) i już nie będziemy jakby umieli Go wybrać, choć będziemy tego pragnąć ze łzami? Czy można liczyć na to, że jak po śmierci zobaczę Boga , to na pewno będę chciał do nieba, gdy będę tracił wrażliwość na Niego za życia na ziemi?

Odpowiedź:

Bardzo trudno na tak postawione pytanie odpowiedzieć. Przede wszystkim dlatego, że Kościół ostrożnie wypowiada się o możliwości potępienia, a woli mówić o możliwości zbawienia. Poza tym w pytaniu pojawia się wiele wątków. Prosimy więc o wyrozumiałość...
W KKK 1033 czytamy:
Nie możemy być zjednoczeni z Bogiem, jeśli nie wybieramy w sposób dobrowolny Jego miłości. Nie możemy jednak kochać Boga, jeśli grzeszymy ciężko przeciw Niemu, przeciw naszemu bliźniemu lub przeciw nam samym: "Kto... nie miłuje, trwa w śmierci. Każdy, kto nienawidzi swego brata, jest zabójcą, a wiecie, że żaden zabójca nie nosi w sobie życia wiecznego" (1 J 3, 14 c-15). Nasz Pan ostrzega nas, że zostaniemy od Niego oddzieleni, jeśli nie wyjdziemy naprzeciw ważnym potrzebom ubogich i maluczkich, którzy są Jego braćmi. Umrzeć w grzechu śmiertelnym, nie żałując za niego i nie przyjmując miłosiernej miłości Boga, oznacza pozostać z wolnego wyboru na zawsze oddzielonym od Niego. Ten stan ostatecznego samowykluczenia z jedności z Bogiem i świętymi określa się słowem "piekło".
I w następnym punkcie :
Jezus często mówi o "gehennie ognia nieugaszonego", przeznaczonej dla tych, którzy do końca swego życia odrzucają wiarę i nawrócenie; mogą oni zatracić w niej zarazem ciało i duszę. Jezus zapowiada z surowością, że "pośle aniołów swoich: ci zbiorą z Jego Królestwa wszystkie zgorszenia i tych, którzy dopuszczają się nieprawości, i wrzucą ich w piec rozpalony" (Mt 13 41-42). On sam wypowie słowa potępienia: "Idźcie precz ode Mnie, przeklęci, w ogień wieczny!" (Mt 25, 41).
A w punkcie 1037 czytamy:
Bóg nie przeznacza nikogo do piekła; dokonuje się to przez dobrowolne odwrócenie się od Boga (grzech śmiertelny) i trwanie w nim aż do końca życia. (...)

Całkiem możliwe jest więc przyjęcie tezy, że człowiek przez trwanie w grzechach ciężkich i odkładanie nawrócenia może tak zatwardzić swoje serce, że nie będzie w stanie pozytywnie odpowiedzieć na miłość Boga. Bóg bowiem niczego nie zrobi bez nas. Skoro szczęśliwy człowiek mógł w raju powiedzieć Bogu „nie”, może także ostatecznie dobrowolnieodrzucić miłość Boga i „samowykluczyć się” ze wspólnoty z Nim i świętymi...
Wydaje się, że trzeba tu jednak pewnych wyjaśnień. Otóż w swoim pytaniu mówisz, że człowiek ten popełnia grzechy ciężkie nie do końca uświadomione. Trochę to trudno zrozumieć. Bo grzech ciężki może być popełniony tylko zupełnie świadomie i zupełnie dobrowolnie (oczywiście w poważnej sprawie); musi być w pełni czynem ludzkim Inaczej nie jest grzechem ciężkim. Jeśli zaś człowiek nie uświadamia sobie zła swoich czynów (nie do końca) to znaczy, że ma błędne sumienie. Pozostaje wtedy odpowiedź na pytanie, czy owo błędne ukształtowanie sumienia jest zawinione (przez brak troski o jego dobre ukształtowanie). Do tego chyba sprowadza się użyte przez Ciebie stwierdzenie: „nie nienawidzi Boga albo raczej nie wie o tym, schodzi Bogu z drogi”. Jeśli jednak ma sumienie błędnie ukształtowane nie ze swojej winy, to w takim razie nie ma sensu stwierdzenie, że ów ktoś odkłada nawrócenie „na później”. Albo wie, że musi się nawrócić, albo nie. Nie można twierdzić, że ktoś nie wie o tym, że popełnia zło, a jednocześnie wie, że potrzebuje nawrócenia...
Piszesz dalej: „będąc dobrym (...) człowiekiem”. Otóż piszącemu te słowa wydaje się trudne, wręcz niemożliwe do pogodzenia bycie dobrym człowiekiem przy jednoczesnym trwaniu w grzechu ciężkim – czyli nie żałowaniu za popełnione świadomie i dobrowolnie wielkie zło. Czy mordercę, który nie żałuje swojego jednego jedynego morderstwa można nazwać dobrym człowiekiem? Czy kogoś, kto ukradł z banku cztery miliony złotych i teraz spokojnie i żyje z ukradzionych pieniędzy też można tak nazwać?
Ogólnie rzecz biorąc wydaje się, że zbyt szeroko traktujesz pojęcie „nieświadomie”. Kilka razy Twoje wątpliwości biorą się właśnie z tego...
Jeszcze chyba jedno... Czy na nawrócenie rzeczywiście może być „za późno”? Po śmierci już chyba tak. To w jej chwili dokonuje się ostateczny wybór. Owe łzy można raczej potraktować, jako bezsilne łzy złości (Hbr mówi o żalu Ezawa, że sprzedał pierworództwo, niekoniecznie o żalu ze łzami potępionego grzesznika; to tylko porównanie). Podobnie jak zdziwienie owych z Mt 25. Trudno oprzeć się wrażeniu, że jest ono nieszczere, fałszywe. Podobnie jak tłumaczenie się nieświadomością kogoś, kto odkładał swoje nawrócenie; wolał udawać, że nie wie...
Na szczęście to nie my na pytania o wagę złego czynu, jego świadomość i dobrowolność czynu oraz powody złego ukształtowania sumienia musimy odpowiadać. Podobnie też nie my musimy oceniać na ile czyjeś dobre życie świadczy o żalu za popełnione grzechy. Bóg jeden to wie. On będzie naszym Sędzią. Jemu więc sprawę zostawmy...

J. i J.
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg