Ewa 08.02.2017 10:10

Proszę Księdza
Mam ogromny problem z przyznawaniem się do błędu.
Konkretnie kilka lat temu zaprzeczyłam w obecności mojego dyrektora ( uczę w szkole) penemu rodzicowi, który mówił prawdę.
Więc wyszło na to , że on kłamie. To nie była jakaś ważna kwestia. Ta osoba powiedziała coś negatywnego o mnie (prawdziwego) a ja się wyparłam. Spowiadałam się z tego. I mam problem z tzw. zadośćuczynieniem.
Nie jestem w stanie pójść do dyrektora i powiedzieć, że ta osoba nie kłamała.
I chyba nigdy tego nie zrobię ( ze wstydu i obawy)
Czyto zatem oznacza, że moje spowiedzi i nawrócenie jest nieważne i będę potępiona ?
Proszę o odpowiedź
Szczęść Boże
Ewa

Odpowiedź:

Nie jestem księdzem...

Kiedy człowiek broni się przed prawdziwymi oskarżeniami zawsze zarzuca oskarżającemu go kłamstwo. Ale nie nazwałbym tego oszczerstwem. To postawienie bliźniego w złym świetle wynika z tego, że jesteśmy atakowani, a nie z tego, ze sami atakujemy. Nie ma tu potrzeby koniecznie owo kłamstwo prostować. 

Tak bym to widział, ale dla pewności może Pani spytać spowiednika. On zresztą mógłby zwolnić z obowiązku sprostowania także w przypadku oszczerstwa. Bo czasem oszczerstwo faktycznie komuś bardzo zaszkodziło i zło trzeba koniecznie naprawić. A czasem to sprawa, do której nie warto po latach wracać...

J.

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg