KittyKaty 03.02.2012 06:08

1. Może to głupie pytanie, ale... Co to w ogóle znaczy, że Jan Chrzciciel chrzcił ludzi i po co "ochrzcił" Jezusa, skoro Jego ofiara jeszcze się nie dokonała, więc nikt nie mógł być zbawiony, ergo: nikt nie mógł mieć przez ten symboliczny chrzest odpuszczonych grzechów...? To znaczy, wiem, że to był znak przyszłych wydarzeń, no ale nie rozumiem tak "na chłopski rozum", co te tłumy ludzi, które waliły do Jana, myślały, że on im robi, i co faktycznie robił...?

2. Czy rozważając historię Samsona, można zinterpretować postać Dalili jako symbol grzechów Samsona (w sensie, nie tyle poddał się wdziękom Dalili, co pokusom i swoim wadom)? Jak ja to czytam, to byłoby to najlogiczniejsze rozumienie całej jego historii, ale w ogólnej świadomości funkcjonuje trochę inna wizja tych zdarzeń... I czy jest to opowieść, uznawana za historycznie prawdziwą, czy wyłącznie symboliczną? Problem w tym, że strasznie zniechęcają mnie interpretacje, które, mówiąc krótko, sprowadzają tę historię do paskudnego archetypu wspaniałego mężczyzny, który niestety głupio zaufał zniewalająco ponętnej, ale oczywiście niewiernej i zdradliwej (jak one wszystkie przecież) kobiecie... Poza tym, że jakby trochę trudno doszukiwać się tutaj w ogóle jakiegokolwiek odniesienia do relacji z Bogiem, to niektórzy używajątego przykładu dla sankcjonowania (czy wręcz sanktyfikowania) tego archetypu, no bo już w Biblii opisali... Może to był rzeczywiście jeden z tych rzadkich przypadków, że rzeczywiście tak się w ich życiu stało, a ja jestem przewrażliwiona, ale, jak mówię, trudno mi zrozumieć ten sens... no właśnie, jak to się powinno interpetować?

3. To już takie bardziej osobiste pytanie.. Otóż mam taki problem: kiedy popełnię jakiś grzech (a jako że nękają mnie dwa grzechy stale, nie jest to niestety radkość) i wiem o tym, albo nawet jeszcze dopiero czuję, że coś źle zrobiłam, a jeszcze nie zanalizowałam lub nie chcę przyznać przed sobą, kiedy dokładnie - to nie potrafię się modlić. To znaczy, jakby nie potrafię stanąć przed Panem Bogiem, tak, jakbym nie modląc się, nie zwracając do Niego bezpośrednio, była przed Nim ukryta. Jednoczesnie niemodlenie się też jest przecież grzechem, więc już następnego dnia jeszcze trudniej mi się zmusić do modlitwy, i tak to się nakręca, aż efekt jest taki, że w ogóle się nie modlę, a często nawet z rozpaczy w ogóle macham ręką na pokusy, wychodząc mniej lub bardziej świadomie z założenia, że i tak muszę iść do spowiedzi, i tak jestem aktualnie na etapie "bycia złą"... Wiem, że to chore, ale zupełnie nie wiem, co mam z tym zrobić...!

4. I jeszcze takie pytanie o słynne "zakopywanie talentów". Zakładając, że ktoś ma ich rzeczywiście bardzo wiele - i to takich, że aby je rozwinąc, naprawdę potrzebowałby mnóstwo czasu i pracy na każdy - to jak niby ma nie wybrać między nimi w jakiś sposób? W końcu i tak, wybierając jakąkolwiek drogę życiową, rezygnujemy z innych, w których też moglibyśmy się dobrze sprawić, prawda? Np. mój znajomy i świetnie pisze, i ma niesamowite zdolności manualne i artystyczne, i cięty jak brzytwa umysł ścisły, i niesamowity talent do języków, i rękę do komputerów, a przy tym inteligencję i pamięc, żeby się rozwijać w dowolnym z tych kierunków... Ale trudno przecież, żeby naraz był pisarzem, malarzem, lingwistą, informatykiem i pracował w jakiejś branży biznesowej. (Abstrahuję tu od talentów innego rodzaju, tych dotyczących np. relacji międzyludzkich, bo wiadomo, że te zawsze się da i należy realizować). Albo inna sytuacja: ktoś ma talent w kierunku, jaki go kompletnie nie interesuje i wie, że nie chciałby poświęcić na to życia... albo wręcz przeciwnie, coś go nęci i wydaje mu się odpowiednią drogą, ale uważa, że brak mu jakiegoś zasadniczego wyposażenia, np. chce się poświęcić pracy z dziećmi, a jest nieśmiały. Czy takie wyobry wiążą się z grzechem albo jakimś przeoczeniem?

Odpowiedź:

1. Chrzest Janowy nie dawał odpuszczenia grzechów. Był raczej znakiem, że człowiek będzie pokutował, wiec Bóg go oczyści. Prawdziwe odpuszczenie grzechów mamy dzięki Jezusowi Chrystusowi. Jego śmierć na krzyżu dała nam zbawienie. A stajemy się jego uczestnikami, gdy przez chrzest w imię Trójcy zanurzamy się w śmierć i zmartwychwstanie Pana Jezusa...

2. Historia może być prawdziwa. nie ma chyba specjalnie powodu by twierdzić, że się nie zdarzyła. Oczywiście interpretacja alegoryczna - że grzech ma pozór powabu, czaru - też jest do przyjęcia i poprzedniej nie wyklucza.

Tu chyba nie chodzi o pokazanie kobiety jako z gruntu złej. W każdym razie nie przede wszystkim. Tu chodzi o pokazanie, jak zgubny wpływ na Izraelitów może wywrzeć wiązanie się z kobietami spoza Izraela. Ona zawsze będzie związana ze swoimi bliskimi, a w chwili konfliktu między narodami może męża zdradzić. Zresztą także kobiety Izraelskie były do politycznych rozgrywek wykorzystywane. Np. Estera, Judyta...

3. Adam z Ewa po grzechu schowali się przed Bogiem, choć przecież nie mogli wiedzieć jak postąpi. Nie mieli jeszcze takiego doświadczenia. Podobnie jest z każdym człowiekiem popełniającym grzech. Nic więc dziwnego, że mając na sumieniu grzech wstydzisz się stanąć przed Bogiem...

Co robić? Przychodź mimo wszystko i mów Mu o swojej grzeszności. W ten sposób przygotowujesz się do nawrócenia. No i pokazujesz (sobie i Bogu), że wiesz kto jest Szefem. A wtedy chyba łatwiej odeprzeć pokusę, gdy znowu po spowiedzi nadejdzie...

4. Talent to pewna zdolność. Wiąże się ona z łatwością zrobienia czegoś, czemu inny musiałby poświecić wiele pracy. Dlatego jeśli jest prawdziwy, nie ma blokad; jeśli ktoś ma talent do pracy z dziećmi, to nie będzie nieśmiały na tyle, by się nie przełamać...

Ogólnie rzecz biorąc dobrze jest talenty wykorzystywać. Nawet nie ze strachu przed rozliczeniem przez Boga. Po prostu to, w czym mamy talent, przychodzi nam łatwiej. Jełsi jest wybór, nie ma co się pakować w sprawy, z którymi ciężko będzie nam sobie poradzić. Ale...

Uważam, że błędem jest zawężanie pojęcia "talent" do jakichś uzdolnień. Talent to skarb tego, co mamy w głowie. Skarb naszej osobowości, naszych uzdolnień, naszego widzenia różnych spraw itp. Powołaniem człowiek jest nie tyle rozwijać talenty, co realizować przykazanie miłości. To nie jest tak, że kto ma muzyczny słuch musi zostać pianista albo skrzypkiem, kto ma dobry głos, powinien zostać piosenkarzem, a kto ma zdolności manualne - rzeźbiarzem albo mechanikiem samochodowym. Pod koniec życia będziemy sądzeni z miłości. To miłość, wlana w nas przez Boga, jest tym najważniejszym talentem. I to ją, korzystając także z innych uzdolnień, mamy realizować...

J.

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg